Kiedy rozmawiam z różnymi ludźmi, czasami pada pytanie: "Co najbardziej szalonego zrobiłeś w życiu?". Odpowiedź może być tylko jedna: "Oratorium SZCZĘŚLIWI!". Dlaczego?
Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Graliśmy musical "Śpiąca!" i właśnie wtedy, po jednym ze spektakli, podszedł do nas Maciej Biskup, nasz kolega. Był zaangażowany w organizację Światowych Dni Młodzieży w naszej diecezji. Zapytał nas, czy nie stworzylibyśmy czegoś na tę okazję. Spojrzałem na Joannę Brylowską i nawiązała się nić porozumienia - będzie oratorium.
Był to szalony pomysł, bo mieliśmy w planach wystawić również musical "Brama". Trzeba znaleźć kompozytora i ogarnąć dwa wielkie przedsięwzięcia, które wypadną w lipcu i sierpniu tego samego roku.
Zapytaliśmy Mateusza Kazimierskiego, wtedy nastolatka, ucznia Liceum Muzycznego w Legnicy. Zgodził się skomponować muzykę i zadyrygować orkiestrą. Machina poszła w ruch. Powstanie libretta nie zajęło mi dużo czasu. Muszę się przyznać, że jest to jedyny taki moment, kiedy napisałem libretto w.... 24 godziny! Poważnie! Wynikało to tylko z jednej rzeczy - zawsze chciałem napisać libretto do oratorium, więc miałem już sporo tekstów, które pisałem na przestrzeni lat. Teksty zostały oparte o dwie rzeczy: po pierwsze KERYGMAT, po drugie o OSIEM BŁOGOSŁAWIEŃSTW. W końcu hasłem ŚDM w Krakowie było: "Błogosławieni Miłosierni".
Kiedy przesłałem Mateuszowi gotowy zapis libretta, ten zaczął komponować. Po kilku miesiącach mieliśmy już niemal całą muzykę. Przyszedł czas na poszukiwania ludzi, którzy zechcą z nami to oratorium wykonać. Ruszyliśmy z promocją projektu. Wielkim, wręcz ogromnym wsparciem obdarowały nas lokalne media: Radio PLUS Legnica, legnicki GOŚĆ NIEDZIELNY, czy legnicka NIEDZIELA. Później dołączali do nich kolejni. Wydrukowaliśmy plakaty, które roznosiliśmy po szkołach, sklepach, wieszaliśmy na tablicach informacyjnych.
Dodatkowo dwie wspaniałe dziewczyny - Natalia Tomasik i Wioletta Carda - przetłumaczyły moje teksty na język angielski i francuski. Chodziło o to, by młodzi ludzie, którzy przyjechali z Kanady, Francji i kilku jeszcze innych państw, mogli zrozumieć, o czym my właściwie śpiewamy.
Okazało się, że ludzie odpowiedzieli! Zebraliśmy osiemdziesięcioosobowy zespół, który stworzył orkiestrę oraz chór. Solistami zostali: Marta Bochenek, Roksana Korban, Jan Niemyjski oraz Daniel Babuśka. Asia i ja zajęliśmy miejsca narratorów.
Nie obeszło się bez wpadek! Próby zaczynaliśmy w jednej z legnickich szkół. Tam mieliśmy dostęp do sali gimnastycznej. Tyle, że drugiego dnia prób szkołę zamknięto, bo w basenie przy tej szkole wykryto jakąś bakterię. Bez sanitariów trudno było cokolwiek ogarnąć. Tego samego dnia rozpoczęła się akcja szukania nowego miejsca, gdzie możemy przewieźć ludzi i instrumenty. Ksiądz Przemysław Superson ogarnął sprawę i trafiliśmy do CKZiU w Legnicy. W ciągu dwóch godzin przetransportowaliśmy wszystkie rzeczy i ludzi. Nikt nie spodziewał się, że to miejsce stanie się naszym przystankiem na dwa kolejne lata!
Premiera była wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze - nie było wystarczającej ilości mikrofonów. Tak, tak... Takie rzeczy też się czasami zdarzają. Po drugie - zamiast dwóch rzutników do wyświetlania tekstów, mieliśmy jeden. Trzy godziny do koncertu, a ja i Asia latamy jak poparzeni, żeby poradzić sobie z tysiącem kryzysów, które nagle zaczęły walić się nam na głowy. Na szczęście - wszystko opanowaliśmy!
Kiedy jednak zaczęliśmy grać, okazało się, że wszystko idzie jak należy. Oratorium "Szczęśliwi!" zabrzmiało w wyjątkowy sposób!
Jak się okazuje, do dziś są ludzie, którzy wspominają ten koncert. Oj tak, lały się łzy, były wybuchy radości, czasami było poważnie, innym razem energicznie. Mateusz Kazimierski okazał się bardzo płodnym kompozytorem, który potrafi wykrzesać z siebie ogrom emocji podczas komponowania i przelać to na muzykę. Było niesamowicie!
Kiedy wspominam to oratorium, wiem jedno - popełniliśmy wiele błędów. To było nasze pierwsze, wręcz dziewicze oratorium. Nauczyliśmy się jednak dzięki niemu czegoś, co zostało z nami na kolejne lata i pomogło w organizacji kolejnych takich przedsięwzięć. Nigdy później nie napisałem aż tak obfitego libretta, a Mateusz nigdy więcej nie używał aż siedmiu bemoli przy kluczu wiolinowym (czy jakoś tak to było - nie pamiętam). Niemniej - to nas scaliło jako przyjaciół, którzy chcieli tworzyć wielkie oratoria. Asia, Mateusz i ja - troje ludzi, którym zamarzyło się więcej, niż jedno oratorium. Już wtedy zaczęliśmy w rozmowach przebąkiwać, że może warto stworzyć jednak "tryptyk". To słowo "tryptyk" niosło nas przez kolejne dwa lata i dwa projekty, z których do dziś jesteśmy niesamowicie dumni.
Comments