top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraAdrian Michał Sielicki

Musical "Śpiąca" - między młotem, a kowadłem

Musical "Śpiąca" do dnia dzisiejszego jest uwielbiany przez tych, którzy wzięli udział w tym projekcie. Pomysł zrodził się w głowach trzech osób: Asi Brylowskiej, Krzyśka Augustyniaka i Gosi Rojek, którzy stworzyli coś, co nazwano "ramami musicalu". To nie ja miałem być autorem tego libretta, jednak pewne sprawy potoczyły się w ten sposób, że ostatecznie zostałem poproszony o jego napisanie. Miałem jednak obawy i jak się okazało, całkowicie uzasadnione...


Czy może być coś lepszego od napisania libretta do inspirowanej bajką o "Śpiącej Królewnie" historii? Miłość, dobro, zło, walka... Ach! Jakże to wspaniałe! A jednak... nie mogę podzielać tego entuzjazmu.

Kiedy zostałem poproszony o napisanie tego musicalu, jego warstwy tekstowej, Młodzież Tworzy Musical przygotowywało projekt, który miał odbyć się miedzy pierwszym, a drugim autorskim przedstawieniem. Była to gala "Musicale! Musicale!" z największymi musicalowymi hitami. To dało sporo czasu na pracę. Mogłem spokojnie i bez pośpiechu pisać libretto.

Otrzymałem "ramy musicalu" na kilka dni przed podjęciem ostatecznej decyzji. Zgodziłem się. Myślałem wtedy o tych wszystkich młodych, fantastycznych osobach, których po prostu nie chciałem zawieść. Podczas przygotowywania "Bitwy" zobaczyłem ich zaangażowanie i pasję wymalowaną w oczach. Nie mogłem ich porzucić. Po prostu nie mogłem.

Ramy musicalu dawały bardzo suche informacje. Kto, co i dlaczego. Moim zadaniem było rozwinięcie niemal każdego zapisanego zdania. Zabrałem się do pracy, w głowie miałem dziesiątki pomysłów i z zapałem zacząłem pisać. Po pierwszym miesiącu wysłałem zarys pierwszych scen autorom "ram musicalu". I wtedy czar prysł. Okazało się, że pozwoliłem sobie na zbyt wiele, prowadząc historię drogą "ram", ale dodając swoje, zbyt śmiałe jak się okazało, pomysły. Sugestia była czytelna - trzeba usunąć to, co jest moje, a pozostawić jedynie to, co znajdowało się w "ramach".

Dla autora to zawsze jest jakiś cios. Musisz przestać myśleć, a stać się rzemieślnikiem wykonującym zlecenie. To było jak kucie żelaza, które nie chce za nic w świecie poddać się twoim uderzeniom. Po przeprowadzeniu kilku rozmów w późniejszym czasie i zaprezentowaniu pomysłów, które (wiedziałem to bardzo dobrze!) były dobre, udało mi się dodać ostatecznie coś od siebie. Chciałem poczuć, że ten musical jest też choć trochę mój... Chyba miałem do tego prawo?

Koniec końców libretto zostało napisane. Wysłałem plik i... Przez kilka miesięcy nawet go nie otworzyłem, chowając go do folderu z innymi plikami, tak, aby go nie wiedzieć. Po prostu nie. Dlaczego? Do dnia dzisiejszego nie lubię tego libretta. Jest to musical, do którego prawie w ogóle nie wracam, a jeśli już, to dla trzech piosenek. Nawet pisząc te słowa, w głowie usłyszałem głos Marty Bochenek, śpiewającej: Dom, mój dom / gdzieś daleko w snach ukryty on / mój dom / marzeń azyl, łez pociecha / dom... Albo zmory, które zostały w genialny sposób przedstawione przez zespół taneczny i równie świetnie wyśpiewane przez młodych aktorów.

Siedziałem na widowni podczas premiery. Cieszyłem się tym, jak wspaniali, młodzi aktorzy, tancerki, muzycy, statyści i inni bawią się tym musicalem. Jednak ja byłem obok tej historii. To nie była moja historia.

Jednak ten musical i jego realizacja sprawiły coś, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Z tym musicalem jest związana pewna przykra historia (o której nie będę się tutaj rozpisywał ze względu na szacunek, jaki mam do wszystkich uczestników tych projektów). To, co się wydarzyło na kilka tygodni przed premierą, naprawdę wstrząsnęło nami wszystkimi. Koniec końców nie poddaliśmy się i wspólnie szliśmy do przodu (młodzi uczestnicy bardziej niż ja, który byłem raczej z doskoku z nimi). Dla mnie jednak był to moment, w którym zacząłem współpracę z Mateuszem Kazimierskim. W kilkanaście dni musiał skomponować kilka utworów, aby dopiąć projekt. NA OSTATNIĄ CHWILĘ! Pamiętam do dziś dnia, jak dzwonił czasami do mnie pytając, co miałem na myśli, albo czy może coś, co zostało pominięte, przerzucić w inne miejsce. Tak się zaczęła nasza wspólna przygoda, o której jeszcze zdążę napisać.

Musical "Śpiąca" nie jest złym musicalem. Wiele utworów było muzycznie wymagających, choreografia była naprawdę świetnie przygotowana, a historia Gabrysi, Daniela i Wiktora spodobała się całkiem sporej części publiczności. Dla mnie jednak ten musical pozostanie jednak czymś, co powstawało między młotem, a kowadłem. Bo z jednej strony były "ramy musicalu", z drugiej zaś moje pomysły, wyobrażenia i marzenia.

Od tamtej pory odmawiam każdemu, kto proponuje mi pracę na podstawie jakichkolwiek "ram", sugestii czy cudzych pomysłów. No chyba, że konspekt jest tylko zarysem, który mogę dowolnie wypełnić zgodnie z moimi pomysłami. Wtedy z chęcią biorę się do roboty.





13 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


Post: Blog2_Post
bottom of page